5.5 Gunmetal Magic, Ilona Andrews
[ Pobierz całość w formacie PDF ] //-->Ilona AndrewsGunmetal MagicTłumaczenie: Saira AprilBeta: ksiegowy1Świat nawiedziła magiczna apokalipsa. Popchnęliśmy postęp technologiczny zbytdaleko i teraz magia powróciła by wziąć odwet. Nadeszła jako niewidoczna fala,strącając z nieba samoloty, wypluwając potwory na zatłoczone ulice, wysuszając swąmocą rośliny i unieruchamiając broń palną. Niektórzy ludzie obudzili się i odkryli, żestali sięzmiennokształtnymi.Inni zginęli,dotknięcimagiczną chorobą,izmartwychwstali jako bezmyślni nieumarli, pozbawienizdolności rozumowania ikierowani wyłącznie przez nieposkromiony głód. Bogowie stali się realni, klątwyzyskały moc, a telekineza i telepatia nie były już tylko wytworami iluzji i efektówspecjalnych.Magia szalała przez trzy dni, a potem zniknęła bez ostrzeżenia, pozostawiającwstrząśnięty świat ze zdziesiątkowaną ludnością i miastami w gruzach.Od tego dnia, Dnia Zmiany, magia pojawia się i znika kiedy chce. Zalewa planetęjak fale rozbijające się na brzegu morza, sycząc i wrząc, pozostawiając sweniebezpieczne dary, a potem po raz kolejny wycofuje się. Czasami fala trwa półgodziny, a czasami utrzymuje się przez trzy dni. Nikt nie jest w stanie przewidzieć inikt nie wie tego, co czeka nas w przyszłości.Ale jesteśmy wytrzymali. Przetrwamy,"40-ta rocznica Zmiany"Atlanta Journal-Constitution2Rozdział 1Łup!Moja głowa uderzyła w chodnik. Candy szarpnęła mnie za włosy i walnęłamoją twarzą o asfalt.Łup!- Walnij nią znowu! - pisnęła Michelle przenikliwym głosem nastolatki.Wiedziałam, że to sen, ponieważ nie bolało. Strach nadal tkwił we mnie,ostre, palące przerażenie pomieszane z bezsilną wściekłością, ten rodzajstrachu, który zamienia człowieka w zwierzę. Sprawa sprowadzała się doprostych pojęć: ja byłam mała, oni byli duzi; ja byłam słaba, oni byli silni. Onikrzywdzili mnie, a ja to znosiłam.Łup.Moja czaszka odbiła się od nawierzchni. Krew splamiła moje jasne włosy.Kątem oka zobaczyłam Sarah biorącą rozbieg jak piłkarz przed strzeleniemgola. Jej ciało zawrzało. Kości wydłużały się a mięśnie narastały wokół nich jakwata cukrowa dokoła patyka; na nowym ciele pół-ludzkim, pół-zwierzęcymwyrastały włoski pokrywając je sierścią jasno piaskowego futra upstrzonegocętkami charakterystycznymi dla hieny. Bouda uśmiechnęła się do mnie, jejzniekształcone usta były pełne kłów. Zgięłam się, zwijając dziesięciolatkę, którąbyłam w kulkę. Uzbrojona w pazury stopa walnęła mnie w żebra. Trzycalowepazury dotarły do kości, które chrupnęły wewnątrz mnie jakby pękły chińskiepałeczki do jedzenia. Ciągle mnie kopała.Łup, Łup, Łup!To był sen. Sen powstał z moich wspomnień, ale to tylko sen. Wiedziałam,że to sen, bo dziesięć lat po tym, gdy matka uciekła ze mną na drugi konieckraju, wróciłam tam i wpakowałam dwie kule prosto w oczy Sarah. W leweucho Candy wpakowałam cały magazynek. Ciągle pamiętam jak jej głowarozkwitła czerwienią kiedy kule oderwały drugą stronę jej czaszki. Wybiłamcały klan hienołaków. Starłam te boudy z powierzchni ziemi, bo świat był beznich lepszym miejscem. Michelle była jedyną, która uciekła.3Usiadłam i uśmiechnęłam się do nich.- Obudziłam się, szanowne panie. Odpieprzcie się.Raptem szeroko otworzyłam oczy. Leżałam w szafie, owinięta w koc, a wręku trzymałam nóż rzeźnicki. Drzwi szafy były lekko uchylone i przez wąskąszparę sączyło się szare światło wczesnego poranka.Fantastycznie. Andrea Nash, odznaczony weteran Zakonu ukrywa się wewłasnej szafie z nożem i kocykiem. Powinnam śnić na tyle długo, by w końcuzmienić je w krwawą miazgę. Przynajmniej wtedy nie czułabym się tak nawskroś beznadziejnie.Wciągnęłam powietrze badając woń. Napływały do mnie zwyczajnezapachy mojego mieszkania, odrobina syntetycznego jabłka z mydła w łazience,aromat wanilii ze świecy przy łóżku i najsilniejszy ze wszystkich, odór psiegofutra, pozostałość z czasów gdy towarzystwa dotrzymywał mi Grendel, pudelmojej przyjaciółki Kate. Ten wybryk natury spał przy moim łóżku, a jegocharakterystyczny odór na trwałe utkwił w dywanie.Żadnych intruzów.Łup-łup-łup!Co do cholery?Łup!Ktoś wali w moje drzwi.Skopałam koc, poderwałam się na nogi i wybiegłam z szafy. Rozejrzałamsię po sypialni: duże łóżko bez żadnych intruzów; niechlujny kłąb z koca nadywanie; dżinsy i stanik rzucony ostatniej nocy przy łóżku, obok Lorna Sterlingw miękkiej papierowej oprawie z piratem w pedalskiej koszuli na okładce;biblioteczka wypchana po brzegi; nienaruszone jasnoniebieskie zasłony wzakratowanym oknie.Rzuciłam nóż rzeźnicki na nocny stolik, wciągnęłam spodnie od piżamy,złapałam spod poduszki Sig-Sauera P226 i podbiegłam do drzwi. Obudzenie sięz bronią w ręku miałoby znacznie więcej sensu, ale nie, obudziłam się kurczowościskając nóż. To oznaczało, że musiałam wstać w środku nocy, złapać nóż zestojaka w kuchni, pobiec z powrotem do sypialni, chwycić koc i ukryć się w4szafie. I wszystko to bez świadomości gdzie byłam lub co robiłam. Jeśli to niebyło szaleństwo, to nie wiem co to było.Nie spałam z nożem w ręku od czasu gdy byłam nastolatką. Te duchyprzeszłości nie były miłe i muszą ulotnić się naprawdę szybko.Łup-łup!Dobiegłam do drzwi i wspięłam się na palce, żeby spojrzeć przez wizjer. Podrugiej stronie stała wysoka pięćdziesięcioletnia czarnoskóra kobieta. Siwewłosy na głowie sterczały na wszystkie strony. Miała na sobie nocną koszulę, ajej twarz była tak wykrzywiona niepokojem, że ledwie ją rozpoznałam. PaniHaffey. Ona i jej mąż mieszkali w sąsiednim mieszkaniu.Zazwyczaj pani Haffey przywiązywała ogromną wagę do swego wyglądu.Pod względem gotowości bojowej, była moją bohaterką - nigdy nie widziałamjej bez makijażu i idealnej fryzury. Coś było nie tak.Otworzyłam drzwi.- Andrea! - wysapała pani Haffey. Za nią widać było długie białe pasmapokrywające podest i klatkę schodową. Byłam w stu procentach pewna, że gdywczoraj w nocy dowlokłam się do mieszkania, to tego tu nie było.- Co się stało?- Darin zaginął!Wciągnęłam ją do swego mieszkania i zamknęłam drzwi.- Musi pani opowiedzieć mi wszystko od początku, powoli i wyraźnie: cosię stało?Pani Haffey wzięła głęboki oddech. Przez dwadzieścia pięć lat była żonągliniarza i miała doświadczenie w radzeniu sobie z nagłymi życiowymiwypadkami. Jej głos stał się niemal opanowany.- Obudziłam się i przygotowałam kawę. Darin wyprowadził Chiefa nadwór. Wzięłam prysznic. Kiedy wyszłam spod prysznica Darina nie było.Wyszłam na balkon, ale nie było go w zwykłym miejscu.Wiedziałam dokładnie, gdzie to zwykłe miejsce się znajdowało, dwa piętrapod moim sypialnianym oknem buldog Haffey'ów, Chief, oznaczał swoje5
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plstyleman.xlx.pl
|