408. Delacorte Shawna - Nasze cudowne dziecko, Desire
[ Pobierz całość w formacie PDF ] SHAWNA DELACORTE Nasze cudowne dziecko ROZDZIAŁ PIERWSZY - Hej, ty tam, rudzielcu! - Ciszę głównej ulicy miasteczka zakłócił rozzłoszczony męski baryton. Darvi Stanton, zamykając swój samochód, obejrzała się w kierunku, z którego dobiegał zachrypnięty głos. Jej wzrok zatrzymał się na wysokim mężczyźnie o zarośniętej twarzy i zmierzwionych włosach, ubranym w wytarte dżinsy i pogniecioną koszulę. Nieznajomy wziął się pod boki i wsparty jedną nogą na sfatygowanym półciężarowym aucie, wyraźnie rzucał jej wyzwanie. Darvi rozejrzała się wkoło, sprawdzając, na kogo innego mógłby krzyczeć. - Tak, ty z rudymi włosami! Zaparkowałaś na moim miejscu! - usłyszała. Przysłoniła oczy dłonią, by lepiej widzieć w porannym słońcu. - Skoro już tu stoję, to powiedziałabym, że to moje miejsce! - odkrzyknęła. - Wszyscy w tym mieście wiedzą, że ja tu zawsze parkuję. - Mężczyzna nie dawał za wygraną. - To teren publiczny - zauważyła chłodno. - Myślisz, że kim ty właściwie jesteś? - wrzasnął zirytowany mężczyzna, dając wyraźnie do zrozumienia, iż Darvi naruszyła jakiś powszechnie przyjęty porządek rzeczy. - Ja wiem, kim jestem, ale kim ty jesteś, u licha? - krzyknęła Darvi i, nie czekając na odpowiedź, odwróciła się, by dać do zrozumienia, że wymianę zdań uważa za skończoną. Mężczyzna stał w niemym osłupieniu, obserwując jej zgrabną sylwetkę w dżinsach i długie, przerzucone przez prawe ramię, miedziane włosy. Gniew ustąpił w nim miejsca zaciekawieniu i podnieceniu wywołanym widokiem tej nieznajomej, dwudziestoparoletniej kobiety, która znikała właśnie w drzwiach sklepu z artykułami artystycznymi. - 1 - Darvi wzięła pakunek pod ramię i wdała się w rozmowę z Amy Sutter. Amy i jej mąż, Frank, byli właścicielami sklepu, który zaopatrywał artystów we wszystkie niezbędne do pracy materiały. Frank prowadził również skład drewna na tej samej ulicy. - Nie wyobrażasz sobie, jak się cieszę z tych farb. Już się bałam, że nigdy ich nie przyślą - powiedziała z uśmiechem Darvi, kierując się ku wyjściu. - Dziękuję za telefon z wiadomością o dostawie. Przestała się uśmiechać, gdy spostrzegła na ulicy tego samego człowieka, który się z nią wcześniej sprzeczał. Nieznajomy zastąpił drogę dziewczynie i wpatrywał się w nią drwiąco, trzymając ręce w kieszeniach. - Masz jakiś problem, rudzielcu? - zapytał. - Twoje stare pudło blokuje mój samochód - wysyczała Darvi przez zęby, ledwie panując nad ogarniającym ją gniewem. - Masz natychmiast odjechać! - zażądała. - Chcesz, bym się stąd wyniósł? - powtórzył mężczyzna z podejrzaną słodyczą. - Jeszcze nie załatwiłem swoich spraw. Obawiam się, że zajmie mi to trochę czasu - oznajmił i podążył w stronę składu drewna. - Jak śmiesz się do mnie odwracać tyłem? - krzyknęła za nim Darvi. - Myślisz, że kim jesteś? Nieznajomy odwrócił się i ze złośliwym uśmieszkiem na zarośniętej twarzy zacytował jej własne słowa: - Ja wiem, kim jestem, a ty? Darvi zaparkowała samochód w pobliżu zajazdu usytuowanego na południu miasta, w malowniczym miejscu, na urwisku z widokiem na ocean. Spojrzała na zegarek. Zawsze była dumna ze swojej punktualności. Nienawidziła się spóźniać. Znowu przyszedł jej na myśl nieprzyjemny poranny incydent na parkingu. Właściciel półciężarówki zablokował jej auto i dopiero po kwadransie łaskawie zdecydował się odjechać. - 2 - Rozejrzała się dokoła, nim wysiadła z samochodu, i natychmiast rozpoznała czarnego sedana należącego do Carla Adamsona. Drugiego, czerwonego sportowego auta, które stało obok, nigdy dotąd nie widziała. Carl był nie tylko architektem odpowiedzialnym za renowację ekskluzywnego zajazdu, lecz również właścicielem całej posiadłości. Osobiście zaangażował Darvi do pracy, wkraczając tym samym w kompetencje przedsiębiorcy budowlanego. Artystka miała zająć się projektowaniem i wykonawstwem witrażowych okien w tym obiekcie z przełomu wieków, przeznaczonym na luksusowy pensjonat. Usytuowany na oregońskim wybrzeżu, miał oferować gościom noclegi wraz ze śniadaniem. Było to najpoważniejsze jak dotąd zadanie w jej karierze, więc nieco się denerwowała, mimo iż czuła się zupełnie pewna własnych umiejętności. Gdy weszła do holu, spostrzegła Carla pogrążonego w rozmowie z jakimś mężczyzną. Ruszyła ku nim z przepraszającym uśmiechem na twarzy. - Proszę wybaczyć mi spóźnienie - zaczęła - lecz jakiś arogancki obszarpaniec zablokował rano moje auto swoim gratem na parkingu i nie mogłam ruszyć się z miejsca. Odwróciła się do drugiego mężczyzny, uśmiechając się na powitanie. - Sam niedawno tu przyjechałem - rzekł Carl, przystojny, siwiejący na skroniach brunet po pięćdziesiątce. - Pozwól, że przedstawię ci naszego przedsiębiorcę budowlanego. Darvi Stanton, Rance Coulter. Przez kilka miesięcy będziecie ze sobą współpracować, więc powinniście się dobrze poznać. Darvi podała rękę nieznajomemu, obrzucając go przy tym uważnym spojrzeniem. Wysoki, trzydziestoparoletni mężczyzna miał jasne włosy i niebieskie oczy. Na jego wyjątkowo przystojnej twarzy widać było niewielką szramę poniżej dolnej wargi. Nosił dżinsy najlepszej marki i jasny, elegancki sweter. Darvi odniosła wrażenie, że skądś go zna. - 3 - - Cieszę się z naszego spotkania. Oczekiwałam go z dużą niecierpliwością. Stajemy przed prawdziwym wyzwaniem, lecz sądzę, że po zakończeniu budowy naprawdę będzie się czym pochwalić - powiedziała. Carl wspomniał, że przedsiębiorca, z którym będzie pracować, w ciągu ostatnich lat ukończył już kilka przedsięwzięć, współpracując z jakimś witraży- stą z Portland i teraz również zamierzał zatrudnić tamtego człowieka, bo znał dobrze jego możliwości. Darvi zdawała sobie sprawę, iż będzie musiała wytężyć wszystkie siły, by zdobyć zaufanie pana Coultera. Rance poczuł przyjemne ciepło, gdy dziewczyna uścisnęła mu rękę. Obdarzył artystkę tym samym uśmiechem, który wykorzystał rankiem, gdy spotkał ją na ulicy, nie wiedząc jeszcze, z kim ma do czynienia. - Arogancki obszarpaniec? - powtórzył jej słowa. - Przyznaję, że potrzebowałem golenia i strzyżenia. Najpierw przez dwa tygodnie wędrowałem po dzikich terenach, a kolejne dwa spędziłem na Hawajach. Odzież miałem nieco sfatygowaną, ale żeby zaraz nazywać mnie aroganckim obszarpańcem? Naprawdę, rudzielcu, przecież to ty podstępnie ukradłaś moje miejsce do parkowania. A ten grat, jak określiłaś mój pojazd, ma dla mnie wielką sentymentalną wartość. Rance zamierzał zyskać przewagę nad dziewczyną, zachowując się agresywnie. Zwykle peszyło to nieznajomych ludzi, a jemu umożliwiało szybką ocenę sytuacji i wybranie odpowiedniej taktyki działania. Nie docenił jednak Darvi Stanton, która natychmiast omiotła go wyzywającym spojrzeniem. - Nie nazywaj mnie rudzielcem! - rzuciła. - Nie poznałam cię, bo teraz wyglądasz porządnie. Cofam obszarpańca, lecz określenie „arogancki" bardzo do ciebie pasuje. Rance przestał się uśmiechać, prowadząc z panną Stanton walkę na spojrzenia. Niewiele niższa odeń dziewczyna nie zamierzała spuścić wzroku. W tym momencie Carl zaśmiał się, postanawiając rozładować sytuację. - 4 -
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plstyleman.xlx.pl
|