47 2010, felietony Magdy Gessler
[ Pobierz całość w formacie PDF ] gOtuję się Magda gessler Warszawska restauratorka, gospodyni programu „Kuchenne rewolucje Magdy Gessler” w TVN O prawdziwych pierogach słów kilka rodzinnego domu. Nic dziwnego, że na polskich ulicach namnożyło się pierogarni, obiecujących w swoich nazwach sentymentalną podróż do utraconych smaków. Niestety, często są to obietnice bez pokrycia. Coraz dalej mi do współczesnych polskich pierogów, bo nikt już nie robi takiego ciasta, jakie być powinno, a restauracje umieszczające w swoich kartach pierogi postanowiły serwować klientom coś na kształt pulchnych racuchów z nadzieniem raczej nieskomplikowanym. Nie zgadzam się z takim mordowaniem pieroga, nie wyrażam zgody na takie do niego podejście. Mój wymarzony pieróg nie ma prawa mieć grubego ciasta, bo ciasto to ledwie ulotna otulina tego, co stanowi esencję smaku pieroga. Grube, kluchowate ciasto zatrzaskuje tę magię w ponurym sarkofagu. Najwspanialsze pierogi robiła moja mama, nauczona ich lepienia przez moją babcię. Pierwsze objawienie dotyczące pierogów miałam, gdy byłam jeszcze dzieckiem, i było związane z kołdunami przyrządzanymi właśnie przez moją mamę. Cóż to były za kołduny! Po pięć tuzinów dla każdego domownika wpra- wiało nas w stan niemal ekstatyczny. Dziś, gdy opowiadam komuś o sześćdziesięciu kołdunach na osobę, widzę malujące się na twarzy niedowierzanie – jak można zjeść tyle pierogów?! Można, bo kołduny mojej mamy były maleńkie jak łyżeczka do espresso, a w każdej malutkiej kuleczce mieścił się cały świat moich ukochanych smaków, tryskający w ustach niebiańską niespodzianką. Do prawdziwych kołdunów litewskich trzeba mieć, po pierwsze, cierpliwość zegarmistrza, a po drugie, najlepsze składniki. Przede wszystkim tuk, czyli wołowy szpik. Ciężko się do niego dobrać, bo w Polsce sklepy nie ułatwiają nam życia jak np. we Francji, gdzie kupu- jemy kości przecięte wzdłuż i wydobycie z nich szpiku nie stanowi pro- blemu. Tuk kładziemy na sicie i parzymy wrzątkiem. Lekko, żeby nie wytopić tłuszczu. Następnie potrzebujemy odrobiny łoju z nerek cie- lęcych, również sparzonego na sicie. Do tego czysta, dojrzała, ciemno- czerwona polędwica wołowa i baranina, najlepiej z karku. Brzmi ar- chaicznie? To teraz proszę sobie wyobrazić, że mięso należy posiekać, najlepiej tasakiem, w żadnym wypadku nie wolno go traktować malak- serem. W moździerzu tłuczemy kilka ziaren pieprzu. Dalej potrzebny będzie polski czosnek (polski!), z którego środka wycinamy zielone pędy i największa tajemnica – świeży majeranek, prosto z ogródka, którego jakość sprawdzamy, rozcierając liście w palcach i wdychając ich aromat. Jeśli jest odpowiednio intensywny, to zioło nadaje się do kołdunów. Następnie dokładamy zamrożone kostki wołowego bulionu i usmażone na maśle, drobno posiekane szalotki, które przed dodaniem do farszu musimy ostudzić. Wszystkie składniki farszu muszą być zimne podczas mieszania, żeby tłuszcz się zintegrował, a nie wytrącał. Farsz mieszamy ręcznie, a dowodem na to, że się udał, będzie stan naszych palców po jego wymieszaniu. Jeśli będą suche, a nie tłuste, to znaczy, że zrobi- liśmy właśnie najlepszy i najprawdziwszy farsz do litewskich kołdunów. Nadzienie wędruje do lodówki, a my zabieramy się do robienia najlepszego ciasta na świecie, złożonego wyłącznie z dobrej mąki i letniej wody. Tu również czeka nas ciężka praca, bo musimy ciasto ugniatać intensywnie i na tyle długo, aż sta- nie się jędrne i chętnie się podda wałkowi. Teraz odrobina magii. Na przygotowanej kuli ciasta stawiamy naczynie z ciepłą wodą i zdejmujemy je dopiero, gdy woda wystygnie. Czas na wałkowanie. Ciasto na kołduny musi być cienkie jak obrus. Kieliszkiem do wódki wycinamy w nim kółka i łyżeczką do kawy nakładamy na nie małe kulki farszu. Zale- piamy brzegi i łączymy na końcach. Kołduny króciutko gotujemy w bulionie i natychmiast podajemy, najlepiej z odrobiną świeżego masła, posypane świeżym pieprzem. Jakiś czas temu na polskie stoły wprowadziłam wariację na temat pierogów, czyli pierogi z kaszanką. Ich tajemnica polega na tym, że nadzienie składa się nie tyle z kaszanki, ile z ciemnej kiszki śląskiej. Do tego odrobina cynamonu i kuminu, a także cebula i rodzynki. Wszystko oczywiście otulone obowiązkowo cienkim ciastem. Pierogi ruskie robię z miętą, a uszka wigilijne na prawdziwych, pełnych, borowikowych kapeluszach. Nikomu za to nie zdradzę tajemnicy moich kołdunów z lubczykiem i zabaglione, bo uwielbiam ciągle nimi zaskakiwać. 104 21 listopada 2010 | wprost ciepłe, magiczne, takie rodzinne, mamine i babcine pierogi są naszym marzeniem zawsze, gdy jesteśmy głodni O dsmażane ruskie przywołują w pamięci najcieplejsze obrazy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plstyleman.xlx.pl
|